Maski czasu | Страница 18 | Онлайн-библиотека


Выбрать главу

— Nie ma już Ameryki? Czy to możliwe? Jak do tego doszło?

— Podejrzewam, że w Czasie Czystek. Wiele się wtedy zmieniło. To było tak dawno. Termin „Ameryka” nic mi nie mówi.

F. Richard Heyman dostrzegł okazję, aby wyciągnąć z Vornana trochę informacji historycznych.

— Jeśli chodzi o ten Czas Czystek, o którym pan wspomniał, chciałbym wiedzieć czy…

Przerwał mu Samuel Norton, wybuchając nagle gejzerem wątpliwości.

— Nie ma Ameryki? Kapitalizm poszedł w zapomnienie? Po prostu nie do wiary! Mówię panu, że…

Ktoś ze świty stanął u jego boku i szepnął mu coś do ucha. Dyrektor pokiwał głową. Uchwycił fioletowy sześcian, podany przez mężczyznę i przytknął go do nadgarstka. Rozległ się cichy trzask — dozownik wstrzyknął porcję uspakajającego narkotyku. Norton odetchnął głęboko i z wyraźnym wysiłkiem pozbierał myśli.

Potem już dużo spokojniej kontynuował rozmowę.

— Wcale nie kryję, że trudno mi w to wszystko uwierzyć. Świat bez Ameryki? Świat, który nie zna pieniędzy? Proszę, niech pan z laski swojej wyjaśni mi jedną sprawę. Mianowicie: czy świat, z którego pan pochodzi, przeszedł na komunizm?

Zaległa cisza, zwana zazwyczaj brzemienną. Kamery rejestrowały skrupulatnie grymasy na twarzach zebranych: złość, zaskoczenie, niechęć.

— To słowo jest mi również obce — oznajmił w końcu Vornan. — Przepraszam za swoją uciążliwą ignorancję. Mój świat jest zupełnie inny od tego, choć z drugiej strony… — w tym miejscu posłał nam promienny uśmiech, który złagodził ostrość słów — przybyłem, aby rozmawiać o waszym świecie, a nie o własnym. Chętnie wysłucham wszelkich informacji na temat giełdy.

Norton jednak pragnął przede wszystkim rozwiać własne wątpliwości.

— Proszę, niech mi pan wyjaśni najpierw, w jaki sposób dokonujecie zakupu potrzebnych towarów… jak działa system ekonomiczny…

— Każdy z nas posiada wszystko, co niezbędne do życia. Nasze potrzeby są zaspokajane w stu procentach. A teraz, jeśli można, chętnie wysłuchałbym wyjaśnień odnośnie praw własności…

Norton powoli tracił resztki cierpliwości. Przed oczyma stanął nam obraz przyszłości: świat bez wszechwładnej ekonomii, świat ziszczonych pragnień. Czy to w ogóle możliwe? Z pewnością rzeczywistość nie jest aż tak różowa. Wszystko jedno zresztą. Norton przywołał lekkim skinieniem dłoni jednego z zastępców. Mężczyzna wystąpił śmiało naprzód i powiedział:

— Zacznijmy jeszcze raz od początku. Mamy przedsiębiorstwo, które wytwarza towary. Posiadaczami owego przedsiębiorstwa jest niewielka grupka ludzi. W języku oficjalnym funkcjonuje pojęcie wierzytelności. Termin ten oznacza w skrócie odpowiedzialność właścicieli za wszelkie poczynania swego przedsiębiorstwa, które są niezgodne z prawem. Aby zrzucić z siebie odpowiedzialność, owi właściciele tworzą sztuczny twór zwany korporacją. Od tego czasu korporacja odpowiada za wszelkie wykroczenia związane z działalnością przedsiębiorstwa. Teraz, skoro każdy członek korporacji posiada na własność część przedsiębiorstwa, możemy wydrukować akcje, to znaczy, pisemne zaświadczenia…

I tak dalej. Przyspieszony kurs podstaw ekonomii.

Vornan był w siódmym niebie. Słuchał wszystkiego uważnie, aż do momentu, kiedy mężczyzna zaczął wyjaśniać dlaczego najkorzystniej jest sprzedawać na aukcji swój udział w przedsiębiorstwie. Wówczas to nasz szacowny gość wyznał ze skruchą, iż w dalszym ciągu nie do końca rozumie pojęcia własności, korporacji oraz zysku, nie mówiąc już o transferze kapitału akcyjnego. Jestem przekonany, że powiedział to umyślnie, aby nas sprowokować. Udawał człowieka z państwa Utopii. Wysłuchiwał długich wyjaśnień dotyczących funkcjonowania naszego społeczeństwa, a następnie zadawał cios oznajmiając wszem i wobec swoją niewiedzę na temat podstawowych założeń, dając w ten sposób do zrozumienia, iż owe podstawowe założenia okazały się w efekcie błędne i mało znaczące. Wśród opanowanych urzędników o kamiennych twarzach zapanowało poruszenie. Nie przyszło im nigdy do głowy, że można przyjąć tak pozornie niewinną postawę i odnieść strategiczny sukces. Każde dziecko przecież wie, do czego służą pieniądze i czym zajmują się korporacje, nawet jeśli pojęcie ograniczonej odpowiedzialności pozostaje jedynie mglistą formułką.

Nie miałem najmniejszej ochoty przysłuchiwać się dalej tej farsie. Błądziłem oczyma po wielkiej sali. W pewnym momencie mój wzrok padł na wielki ścienny ekran.

GIEŁDA GOŚCI CZŁOWIEKA Z ROKU 2999

A niżej:

VORNAN-19 PRZEBYWA OBECNIE NA GALERII

Potem pojawiły się najnowsze notowania poszczególnych walorów i wykaz wahań średnich. Lecz zło już się stało. Ruch na parterze zamarł. Ustały udawane transakcje i tysiąc twarzy spojrzało w górę, na balkon. Podniósł się zgiełk, nieopisany, bezładny. Maklerzy machali do nas rękami, śmiali się jak dzieci. Ruszyli ławą, tratując kantorki, wykrzykując niezrozumiałe słowa. Czego chcieli? Raportu Dow-Jonesa na styczeń 2999 roku? Rozkładu sił na świecie? Ujrzeć twarz przybysza? Vornan przysunął się do samej balustrady i uniósł do góry dłonie, jakby chciał pobłogosławić kapitalistów tego świata. A może pragnął jedynie udzielić ostatniego namaszczenia finansowym dinozaurom.

— Ci ludzie zachowują się jakoś dziwnie — oznajmił Norton. — Coś tu nie gra.

Wyczuwając w głosie dyrektora narastający niepokój, Holliday zareagował dość gwałtownie.

— Lepiej zabierzmy stąd Vornana — mruknął do strażnika, który stał obok. — Zaraz będzie tu gorąco.

Wielki transparent łopotał w powietrzu. Maklerzy zaczęli rwać z niego pasy, tańczyć obłąkańczo, rzucać wstęgi materiału na balkon. Wyłowiłem pojedyncze głosy spośród zgiełku. Żądali, aby Vornan zszedł do nich, na dół. Gość przyjął ich hołd z powagą.

Na świetlnej tablicy pojawił się napis:

OBRÓT W POŁUDNIE: 197,452,000INDEKS 1627.51 WZROST O: 14.32

Rozpoczął się masowy eksodus z parteru. Maklerzy parli na górę, aby stanąć twarzą w twarz z Vornanem. Nasza grupa została rozbita. Zacząłem powoli przyzwyczajać się do pospiesznych ewakuacji. Obok mnie stała Aster Mikkelsen, chwyciłem ją pod rękę i krzyknąłem do ucha:

— Chodźmy stąd, zanim zacznie być naprawdę gorąco! Vornan znów pokrzyżował nam szyki!

— Ależ on nic nie zrobił!

Szarpnąłem ją za ramię. Dotarliśmy do drzwi. Obejrzałem się i spostrzegłem, że Vornan idzie za nami, otoczony świtą straży przybocznej. Ruszyliśmy rzęsiście oświetlonym korytarzem, który wił się jak wąż wokół całego budynku. Przez cały czas ścigały nas krzyki, teraz przytłumione i głuche. Spostrzegłem drzwi z tabliczką ZAKAZ WSTĘPU i otworzyłem je na oścież. Znalazłem się teraz na balkonie, który górował ponad korpusem głównego komputera. Sążniste, poskręcane taśmy kodowe kipiały z pojemników. Dziewczyny w obcisłych garsonkach biegały gorączkowo, odprawiając dziwne rytuały nad konsoletą. Z sufitu zwisało coś podobnego do jelita. Aster wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Wyciągnąłem ją z powrotem na korytarz. Z przeciwnej strony nadjechał samobieżny wózek i zaczął głośno trąbić. Wyminęliśmy go w biegu. Ciekawe, co teraz widnieje na świetlnej tablicy? MAKLERZY DOSTALI KOTA?

— Patrz — krzyknęła Aster. — Następne drzwi! Stanęliśmy na progu windy, a potem wystarczył już tylko krok naprzód. W dół, w dół, w dół…

…i nareszcie świeże powietrze. Zalany słońcem chodnik na Wall Street. Za nami wyły syreny. Przystanąłem i rozejrzałem się uważnie dookoła. Vornan nadal deptał mi po piętach, a za nim Holliday i chłopcy od mediów.

— Do samochodów! — polecił Holliday.

Udało nam się szczęśliwie umknąć. Nieco później tego samego dnia agencje informacyjne podały, że w wyniku naszej wizyty na giełdzie średnie Dow-Jonesa spadły o 8.51 punktów, natomiast kilku starszych maklerów ucierpiało poważnie w wyniku niewydolności elektronicznych zastawek sercowych. Kiedy światła Nowego Jorku zostały już za nami, Vornan powiedział coś, co wydało nam się zupełnie nie na miejscu:

— A swoją drogą musicie mi kiedyś wyjaśnić dokładnie na czym polega kapitalizm. Sprawia dość ciekawe wrażenie, szczególnie z zewnątrz.

Dziesiąty

Nieco oddechu złapaliśmy dopiero odwiedzając automatyczny burdel w Chicago. Kralick kręcił trochę nosem, ale w końcu zgodził się, aby zabrać tam Vornana. Szczególnie, że on sam bardzo na to nalegał, a jakikolwiek sprzeciw mógł wywołać niezwykle „wybuchową” reakcję. Poza tym, tego typu miejsca były najzupełniej legalne, a co więcej — w modzie. Tak więc brakowało powodów do odmowy. W szczególności powodów, którym nie można byłoby zarzucić purytańskiego rodowodu.

Vornan z pewnością nie miał nic wspólnego z purytaninem. Bardzo szybko zapewnił sobie daleko idące łaski Helen McIlwain, która już trzeciego dnia nie omieszkała pochwalić się upojną nocą spędzoną z gościem. Istniało również spore prawdopodobieństwo, że Vornan sypiał z Aster, lecz na ten temat oba potencjalne źródła informacji dyskretnie milczały. Nasz szacowny gość objawił zadziwiające zainteresowanie sprawami seksu, nie mogliśmy więc ukrywać przed nim takiej atrakcji jak skomputeryzowany burdel. A poza tym, jak przybysz nieśmiało napomknął Kralickowi, odwiedziny w domu publicznym stanowiłyby ciekawy element rozpoczętego niedawno kursu podstaw kapitalizmu. Kralick nie był niestety obecny w czasie naszej wizyty na nowojorskiej giełdzie, tak więc nie zrozumiał cierpkiego dowcipu.

Zostałem delegowany jako przewodnik. Kralick sprawiał wrażenie nieco zażenowanego, kiedy proponował mi tę misję. Puszczenie Vornana samopas nie wchodziło jednak absolutnie w grę, a Kralick znał mnie dostatecznie dobrze, aby móc sądzić, że nie będę miał nic przeciwko wyprawie w takie miejsce. Jeśli już o to chodzi, Kolff również nie miałby nic przeciwko, lecz był zbyt żywiołowy jak na tego typu misję. W tym względzie Fields i Heyman okazali zadziwiającą jednomyślność. Wczesnym popołudniem, parę godzin zaledwie po powrocie z Nowego Jorku, wyruszyliśmy w stronę labiryntu cielesnych rozkoszy.

Budynek prezentował się okazale: spiżowa wieżyca na Near North Side. Przynajmniej trzydziestopiętrowa, bez okien, fasada zdobiona abstrakcyjnymi freskami. Na drzwiach nie dostrzegłem nic, co mogłoby wskazywać na cel, jaki przyświecał budowniczym. Dręczony złym przeczuciem, wprowadziłem Vornana do środka. Byłem ciekaw, co tym razem nawyprawia.

Sam nigdy nie odwiedzałem tego typu instytucji. Może zabrzmi w moich słowach nutka chełpliwości, ale nie musiałem płacić za towarzystwo do łóżka. Dotąd jakoś, bez specjalnych trudności, znajdowałem partnerki, które nie żądały innego qui pro quo niż moje własne usługi. Zawsze jednak byłem całym sercem za zalegalizowaniem domów publicznych. Z jakiej racji” seks nie miałby być traktowany jak towar, na równi z jedzeniem i piciem? Jest człowiekowi tak samo potrzebny do życia; no może prawie tak samo. Poza tym wydawanie oficjalnych licencji zwiększyłoby dochód państwa, co nie jest bez znaczenia. Wystarczą tylko odpowiednie regulacje prawne i stosownie wysoka stopa podatkowa. W końcu potrzeby skarbu przeważyły nad tradycyjnym purytanizmem. Zawsze gnębiło mnie pytanie, czy zalegalizowano by burdele, gdyby nie dziura w budżecie? Nie próbowałem nawet wyniszczać tych moich rozważań Vornanowi. Sama tylko koncepcja pieniędzy wystarczyła, aby namieszać mu w głowie — po co wspominać o seksie za pieniądze albo opodatkowaniu takiej transakcji dla dobra ogółu. Kiedy weszliśmy do środka, nasz gość spytał uprzejmie:

— Dlaczego wasi obywatele odwiedzają tego typu miejsca?

— Aby zaspokoić potrzeby seksualne.

— I wydają swoje pieniądze za chwilę przyjemności? Pieniądze, które zdobyli oddając inne usługi?

— Owszem.

— Dlaczego nie oddają tych usług bezpośrednio tutaj, bez pośredników?

Wyjaśniłem mu w skrócie rolę pieniędzy jako nośnika pośredniczącego oraz ich przewagę nad handlem wymiennym. Vornan uśmiechnął się.

— Ciekawy system — orzekł. — Kiedy wrócimy do domu, chętnie znów poruszę ten temat. Ale dlaczego trzeba płacić pieniędzmi za seksualne zaspokojenie? To nie w porządku: kobiety zatrudnione tutaj dostają pieniądze i jednocześnie czerpią przyjemność ze stosunku, są zatem opłacane w dwójnasób.

— One nie czerpią z tego przyjemności — odparłem. — To tylko praca.

— Są jednak zaangażowane w akt płciowy. Siłą rzeczy zatem odczuwają przyjemność obcowania z mężczyzną.

— Nie całkiem. One po prostu oddają siebie w użytkowanie. To zwyczajna transakcja. Każdy może skorzystać z ich usług, a to w pewien sposób wyklucza prawdziwą przyjemność.

— Ale przecież kiedy dwa ciała złączy pożądanie, rozkosz staje się udziałem obu tych ciał, bez względu na motywy!

— Widzisz, to nie tak. Nie u nas, w każdym razie. Musisz zrozumieć…

Urwałem. Na jego twarzy dostrzegłem wyraz niedowierzania. Co więcej: szoku. W tym momencie Vornan wydał mi się autentycznym przybyszem z innego czasu — autentycznym jak nigdy dotąd. Był szczerze zbulwersowany funkcjonującym u nas statusem seksu. Opadła maska uprzejmego zaciekawienia i ujrzałem prawdziwe oblicze Vornana-19 — wyraźnie odmalowane zdegustowanie naszym barbarzyństwem. Pogrążony w czarnych myślach nie czułem się na siłach, aby wyłożyć mu długą drogę ewolucji, którą przeszliśmy, i która doprowadziła do obecnego stylu życia. Zamiast tego zaproponowałem zdławionym głosem, abyśmy kontynuowali rzecz, która nas tu sprowadziła.

Vornan pokiwał głową. Ruszyliśmy przez ogromny hol wyłożony purpurowymi kafelkami. Przed nami była tylko naga, lśniąca ściana z wmontowanymi kabinami. Wiedziałem z krótkiego instruktażu, jakiego udzielono mi zawczasu, co czynić dalej. Vornan wszedł do jednej kabiny, a ja zająłem sąsiednią.

W momencie kiedy przekroczyłem próg, zapłonął niewielki ekran. Przeczytałem: „Proszę odpowiadać na wszystkie pytania wyraźnie i głośno”. Chwila przerwy. „Jeśli przeczytał pan i zrozumiał polecenie proszę wypowiedzieć słowo tak”.

18